Mój ogród

/Mój ogród
Mój ogród2018-11-08T15:09:12+01:00

Tropikalny zakątek w Dzierżoniowie

Hmmm…..Jak to się wszystko zaczęło

Hobby palmowe miałem chyba w głowie od narodzin, to taka prawdziwa PASJA. Można powiedzieć,że wyssałem to z mlekiem matki, pomimo,że nie pochodziła z Jamajki. Dopóki nie miałem własnego ogrodu mogłem zajmować się palmami jedynie w domu, co oczywiście przekreślało hodowanie palm mrozoodpornych ze względu na zbyt wysoka temperaturę panującą w mieszkaniu w okresie zimowym. Nie przeszkadzało mi to jednak zgłębiać tego tematu. Kilka lat temu wpadła mi w ręce niesamowita książka „Palms won`t grow here and other myths – warm climate plants for cooler areas”, jej autor całkowicie przekonał mnie do podjęcia próby sadzenia palm w Polsce. Skontaktowałem się z nim poprzez email i tak nasza znajomość trwa do dziś.Później udało mi się również poznać Martina Gibbonsa (odkrywce nowych gatunków palm), który w wielu tematach mi pomaga. Na pewno od tych dwóch Panów jak i od rzeszy innych wspaniałych ludzi bardzo wiele się nauczyłem na temat palm. W zasadzie brakowało mi „tylko” własnych doświadczeń.

Przełom 2006

W roku 2006 udało mi się zakupić swój własny dom. „Własny” to chyba za dużo powiedziane – własność banku oczywiście, ale tak czy owak można było zacząć próbować sadzić palmy do ogrodu.

Na początek udało mi się zdobyć Trachycarpusa Fortunei, który rośnie u mnie do dziś. Posadziłem go w kwietniu 2006. Niestety na pomysł robienia zdjęć wpadłem dopiero jesienią. Drugą palmą była Washingtonia filifera przyniesiona wprost z salonu, miałem tylko małą roślinę, ale postanowiłem spróbować.

Ja byłem zachwycony. Żona stukała się w czoło. Niestety, prekursorzy w większości uważani są za pomyleńców, więc i mnie musiało to spotkać.

Potem jak to zwykle w Polsce bywa spadł pierwszy śnieg. Palmy były tylko obsypane liśćmi zebranymi na jesień. Minimalna temperatura oscylowała w granicach -7C, a wyglądało to mniej więcej tak jak poniżej.

Około 27.12.2006 przyszedł troszkę większy mróz ok -10C, palmy w dalszym ciągu przykryte były tylko liśćmi (zdjęcia poniżej). Jak widać liście trachycarpusa wyglądają bardzo przyzwoicie. Natomiast liście washingtonii uległy zniszczeniu. Z doświadczenia wynika,że liście młodych roślin washingtonia filifera ulegają zniszczeniu przy ok -7C.

Mój ogród 2007

Na początku roku zima przebiegała łagodnie, natomiast pod koniec stycznia zaczął padać obficie śnieg połączony z dość silnym wiatrem. Moje dwie małe palmy rosną w rogu ogrodu. Od strony ulicy wiał wiatr nawiewając śnieg akurat do kąta w którym były palmy. Na każdej z palm miałem ok 1 metr śniegu. Tak było przez ok. 3 dni. W międzyczasie temperatura na dworze zaczęła drastycznie spadać, najniższa odnotowana przeze mnie temperatura to -17,6C. Kiedy mróz zelżał i wiatr przestał dmuchać. Wziąłem łopatę i z wigorem wziąłem się za poszukiwanie palm. Proszę sobie wyobrazić jak wygląda szukanie dwóch palm wielkości 40 cm w zwałach śniegu. Zdjęcia tego co odkopałem po 3 godzinach pracy poniżej.

Jak widać na zdjęciach moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne, palma Trachycarpus fortunei przetrwała pod śniegiem bardzo mroźne noce i kompletnie nic jej się nie stało, nawet liście się nie złożyły. Byłem bardzo, ale to bardzo pozytywnie zaskoczony. Do tej pory uważam,że nie ma lepszej ochrony zimowej niż śnieg. Niestety ostatnimi czasy w Polsce o śnieg nie tak łatwo, a na to wpływu nie mamy, więc czasami musimy szukać zupełnie innych metod okrywania.

Przyszła wiosna.

Całe szczęście,że zawsze po zimie w końcu przychodzi wiosna, hmmmmm………… po prostu chce się żyć.

Palmy też zaczęły sie budzić do życia. Trachycarpus fortunei w ciągu całej zimy w zasadzie nie ucierpiał. Jak się później okazało ucierpiał jego stożek wzrostu tzn. można go było wyjąć z palmy ręką. Bardzo się wystraszyłem. Myślałem,że juz po palmie. Skontaktowałem się szybko z Kirilem Donovem z Bułgarii, który miewał juz takie przypadki. Polecił mi aby środek palmy (otwór po stożku wzrostu) dokładnie oczyścić a potem dokładnie spryskać środkiem przeciw grzybowym i przeciw pleśnią. Zastosowałem TOPSIN. Oczywiście pomogło a Trachycarpus zaczął swój normalny wiosenny wzrost.

Washingtonia filifera tak jak wspominałem wcześniej straciła wszystkie liście. W taki przypadku wszystkie uschnięte liście należy obciąć a pozostałą resztę dokładnie otulić liśćmi lub słomą. W cieplejsze dni należy wszystko odkrywać, aby całość nie zgniła. Tak więc na wiosnę pozostały po washingtoni jedynie kikutki. Byłem ciekawy co z tego wyniknie, ale o tym później.

Skoro palmy pierwszą zimę przeżyły, podbudowany tym faktem postanowiłem zainwestować w kolejne rośliny. Nie były to na początek spore wydatki, ponieważ próbowałem raczej z roślinami małymi ze względu na koszty. Jedna roślina wzbudzająca moje największe zaufanie trafiła do ogrodu jako większy osobnik. Był to Trachycarpus fortunei o wysokości pnia ok 40 cm.

Do gruntu trafił tez Sabal palmetto, chamaerops humilis, rhapidophyllum hystrix oraz livinstona chinensis. Wszystkie jako bardzo młode rośliny 3-4 letnie.

Teraz chciałbym pokazać co ze świeżo posadzoną roślina może zrobić silnie działające słońce. Moja livinstona chinensis zaraz po posadzeniu straciła wszystkie liście na skutek wiosennych promieni słonecznych. Wszystkich przed tym bardzo przestrzegam. Przed posadzeniem rośliny w słoneczne miejsce należy ja „cieniować” przez kilka dni, tzn. postawić ją na dworze, ale w miejscu cienistym gdzie słońce nie działa tak intensywnie. Roślina musi się powoli do słońca przyzwyczajać.

I znowu jesień.

Po pięknym i ciepłym lecie, nieubłaganie zbliżała się jesień. 30.09.2007 zrobiłem zdjęcia palm, które przez całe lato rosły w ogrodzie. Mały Trachycarpus fortunei wypuścił 5 nowych liści a większy fortunei wypuścił 4 duże, zdrowe liście. Wszystkie trzy małe washingtonie wypuściły po 4 nowe liście. Sabal palmetto raczej się nie przyjął – nie pojawił się żaden nowy liść, a te które były zaczęły usychać. Chamaerops humilis wypuścił 2 liście, a Rhapidophyllum hystrix niestety żadnego (ale to taka palma). Zdjęcia w/w palm poniżej.

Przyszła zima.

Na święto Niepodległości 11.11.2007 spadł pierwszy śnieg. Nie leżał długo, bo zaledwie kilka dni, ale palmy pod śniegiem wyglądały cudownie. Musiałem to uwiecznić na fotkach.

Mróz

Zaraz po świętach przyszedł okres mrozów, który trwał kilka dni. Najniższa zanotowana u mnie temperatura to -12C. Niektóre palmy były zupełnie nieokryte, aby przekonać się co do ich mrozoodporności. Zdjęcia pokazują jak pięknie wyglądają palmy przy mrozie przekraczającym -10C. Szadź tworzy na liściach wspaniałe igiełki.

Przedwiośnie

Po dość łagodnej zimie, ale niestety bardzo wilgotnej. Przyszedł czas na sprawdzenie co się stało z moimi wszystkimi roślinkami. 24 lutego przy pięknej pogodzie sfotografowałem palmy. Wiele z nich zimy niestety nie przeżyło. Uważam,że każda z roślin, która nie przeżyła tej zimy była po prostu za młoda. Na pewno dalej będę próbował z palmami takimi jak Chamaerops humilis „Vulcano”, Sabal palmetto, tylko że zdecydowanie większymi osobnikami. Te palmy maja duży potencjał i warto przetestować je na większych osobnikach.

Palmy, które nie przeżyły to Sabal palmetto, chamaerops humilis, livinstona chinensis. Palmy bez większych strat to oczywiście Trachycarpusy. Natomiast z washingtoni przeżyła 1 szt, ale musiałem ściąć jej i tak mały pieniek aż do ziemi. Bardzo mile zaskoczył mnie Rhapidophyllum hystrix, który przeżył bez żadnego uszczerbku jako 1 roczna roślina, to potwierdza niezwykłą mrozoodporność tej palmy.

12 kwietnia zabrałem się do sadzeni kolejnych palm. Udało mi się sprowadzić dwie wspaniałe palmy: butia eriospatha z Brazylii (ok. 150 cm) oraz Trachycarpus fortunei (ok 100 cm pnia – całość ponad 2 m).

Jesień

Po lecie nastąpiła jesień. Palmy wkopane w poprzednich latach rosły bardzo dobrze, natomiast Trachycarpus frotunei z wiosny nie wypuścił ani jednego liścia, przy tak dużych roślinach jest to rzecz naturalna, że długo się ukorzeniają. Butia eriospatha po przesadzeniu ucierpiała na wyglądzie. Liście zaczęły obsychać, „najprawdopodobniej” grunt nie jest w moim ogrodzie najlepszy, tzn. na pewno nie jest. Wykopując otwór pod palmy wyciągałem z ziemi bardzo ciekawe przedmioty: worki po cemencie, cegłówki, dachówki, rurki miedziane oraz PCV, blacha i wiele wiele innych. Nie sądzę aby palmy lubiły takie towarzystwo, ale co zrobić. „Fachowcy” zrobili swoje. Jeśli kiedyś będzie mnie stać to na 100% wymienię całą ziemie w ogrodzie. Poniżej zdjęcia z 25.10.2008

Zima

Niestety, jak to zwykle w przyrodzie bywa, po cieplutkim lecie zawsze nadchodzi zima. A zimą musi być zimno, takie jest odwieczne prawo natury. I pada śnieg. W tym roku postanowiłem zrobić coś ciekawego przed zimą. Ponieważ bardzo wiele osób pyta mnie jaki jest ostateczny termin sadzenia palm do gruntu, aby nikogo nie wprowadzać w błąd, postanowiłem przeprowadzić test. 20.11.2008 wkopałem do gruntu palme Trachycarpus Naini Tal, jeden z najlepszych gatunków na polskie warunki. Zobaczymy jak przetrwa zimę skoro nie zdąży się zupełnie ukorzenić. I stało się, dzień później spadł śnieg i zrobiło się przenikliwie zimno, temp ok -5C przy dość silnym wietrze odczuwana jako -10C. Palmy zostały wstępnie okryte.

Zdjęcia zostały zrobione 21.11.2008.

Według wszystkich znanych mi prognoz zima 2008/2009 miała być wyjątkowo ciepła. Okazało się, że kolejny raz przyroda nie chce się podporządkować prognozom meteorologów. Już w noc sylwestrowa temperatura spadła u mnie do -13C i tak się zaczęło.

Na początku stycznia temperatura osiągnęła rekordową wartość -25C. Musiałem się zabrać na poważnie za okrycie swoich palm. Palma największa została owinięta wieloma warstwami agrowłókniny oraz workami jutowymi, takie okrycie może być stosowane tylko na największe mrozy w innym wypadku juta+agrowłóknina+woda=zgnita palma, a tego nikomu nie życzę. Jeśli ktoś chce w taki sposób okryć palmę na dłużej musi zabezpieczyć ją przed przedostawaniem się pod okrycie wody. Palmy małe zostały po prostu obsypane śniegiem ( nie ma lepszego okrycia niż śnieg). Nie trzeba się przejmować tym,że liście będą przygniecione śniegiem. W moim wypadku po każdorazowym obsypaniu śniegiem liście palm podnoszą się bardzo szybko do góry.

Po przejściu największej fali mrozów palmy zostały odkryte. Byłem bardzo ciekawy jak wyglądają po mrozie sięgającym -25C. Efekty były zadowalające. Najlepiej prezentowały się palmy małe, które w całości były przykryte śniegiem, ale reszta też wyglądała obiecująco (poniższe zdjęcia zostały zrobione 10.01.2009).

Palmy naprawdę dobrze zniosły najcięższy tej zimy mróz. Jednak niespodziewanie dla mnie (ponieważ prognozy śledzę codziennie) w lutym przyszedł nocny mróz sięgający -17C. Wymęczone już poprzez styczniowy mróz palmy nie zostały przeze mnie okryte (wielki mój błąd) i ich stan diametralnie się zmienił. Z całą pewnością przyczyniły się również do tego silnie wiejące zimą wiatry. Bardzo istotną rzeczą w czasie silnych wiatrów jest związywanie liści ku górze. Jedynie palmy najmniejsze pozostające cały czas w okrywie śnieżnej ucierpiały najmniej (zdjęcia 28.02.2009).

Wiosna – bilans po zimie.

Zima 2008/2009 była bardzo wilgotna i chwilami mroźna. Palmom bardzo zaszkodziła wilgoć połączona z dużym mrozem.

Butia eriospatha nie przeżyła zimy – zgniła. Uważam,że w większości z mojej winy. W pewnych okresach była zbyt szczelnie okryta przed mrozem i wilgoć zrobiła swoje (człowiek uczy się na własnych błędach).

Rhapidophyllum hystrix nie przeżył – zjadł go mój nowy piesek Sasza (Leonberger), miał przy tym dobra zabawę, ale chyba się zbytnio nie najadł, bardzo mi szkoda tej rośliny, ale dziecko to dziecko. Na zdjęciu mój Sasza w wieku 6 miesięcy, wtedy właśnie wrąbał hystrixa.

Washingtonia nie przeżyła – zgniła, to nie ten klimat na tak małą washingtonie, ale wcale się nie zniechęciłem.

Trachycarpus fortunei największy przeżył z 90% utratą liści, przegnił mu nawet stożek wzrostu. Byłem załamany, ale okazało się, że siła witalna tych roślin jest niesamowita, szybko pokazał że jednak żyje. Największa jego bolączka jest to,że rośnie w miejscu cienistym, słońce jest zaledwie 4-5 godzin dziennie, przy najdłuższych dniach. Średni stracił 50% liści, ale ma się świetnie i bardzo szybko odrobił straty zimowe. Najmniejszy, który jest już 3 zimy w gruncie, kolejną zimę przeżył najlepiej. Widać,że dobrze mu w naszym klimacie, jego pień rośnie w siłę, staje się coraz grubszy.

Trachycarpus Naini Tal nie stracił liści, nie zrobił sobie nic z zimy, jedynie Sasza tak go poturbował,że kilka liści musiałem mu obciąć.

Oczywiście, nie zrażając się posadziłem nowe palmy. Były to: Washingtonia robusta pień 100 cm oraz Trachycarpus forunei pień 180 cm

Poniższe zdjęcia zostały zrobione 13.05.2009

Jesień

Lata nie zaliczyłbym do zbyt upalnych, raczej było bardzo przeciętne. Za to jesień była bardzo dziwna, szczególnie październik, który był bardzo zimny, na większość Polski spadł śnieg, w Dzierżoniowie NIE, za to temp spadła do -4C, jak na październiki to dość chłodno.

Palmy Trachycarpus wypuściły ok. 6-8 liści, nowo posadzone nie wypuściły żadnego. Washingtonia 4 nowe wielkie liście. W między czasie posadziłem małego Trachycarpusa wagnerianus, który był chory i jedynie grunt mógł go uratować, i go uratował.

Zima

Zima 2009/2010 okazała się bardzo sroga, pomimo,że nie wskazywał na to ani listopad, ani początek grudnia. Postanowiłem, że tej zimy zacznę palmy dogrzewać, ale ponieważ lenistwo człowieka jest przeogromne (przynajmniej moje) sprzęt do dogrzewania (kabel grzewczy) kupiłem po fakcie. 13.XII.2009 spadł pierwszy śnieg natomiast w dniach 19-21.XII.2001 temp min sięgała -19C a maksymalna -12C, więc niskie temperatury utrzymywały się zbyt długo aby palma nieogrzewana mogła przetrwać (szczególnie nowo posadzona). Można śmiało powiedzieć,że to był początek końca tych palm. Ich liście nie miały szans przeżyć taki mrozów przez tak długi czas. A tak to wyglądało:

pierwszy śnieg 13.12.2009

a tak były okryte palmy podczas mrozów sięgających -19C (okrycie stanowiło jedynie kilka warstw agrowłókniny) i śnieg.

Wprowadzam pierwszy raz ogrzewanie.

Próbowałem później palmy dogrzewać, ale to juz była musztarda po obiedzie. Nie miały szans. Liczyłem tylko na to ,że wiosną się odrodzą jak feniks z popiołów.

Okazało się,ze styczeń i luty były jeszcze gorsze. Minimalna temp była w dniach 24-28.II.2010 i spadała przez te 4 dni do ok. -25C. Mróz trwał ciągle ( to znaczy zarówno w dzień jak i w nocy) od 01.01.2010 do 17.02.2010 (48 dni), osłabione grudniowymi mrozami palmy nie miały szans. A tak to wyglądało prze te 48 dni.

Wiosna

Czegóż można było się spodziewać po takiej zimie i bardzo paskudnej wiośnie. Temperatury zupełnie nie były wiosenne i ciągle padał deszcz. Palmy niestety nie wyglądały zachwycająco. Większość nie przeżyła. Jak zwykle z mojej winy, ale mądry człowiek po szkodzie.

Przeżyły tylko palmy najmniejsze, ponieważ doskonale izolował je śnieg. Byłem zdruzgotany. Wszystkie duże Trachycarpusy i Washingtonia padły. Zdecydowałem, że kolejnej zimy przygotuje się lepiej. Palmy przy długich mrozach muszą być dogrzewane. I koniecznie muszą mieć coś co będzie je chronić przed deszczem. Popytałem kilku osób i na kolejna zimę patent miałem juz opracowany.

A tak wyglądały palmy które wydawało mi się, że przeżyły. Z najstarszego Trachycarpusa i z największego Trachycarpusa wyszły stożki wzrostu. Do tego z pewnością dołożyła się bardzo wilgotna i zimna wiosna.

Ponieważ ja nigdy się nie poddaje, w kwietniu zostały posadzone 2 nowe palmy Trachycarpus fortunei z pniem ok 120 cm. Zrobie wszystko aby przetrwały. Już wiem co zrobić aby palmy przetrwały nawet najmroźniejsze zimy, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Koniec lata.

Jakaż miła niespodzianka spotkała mnie we wrześniu!!!! Jak widać lenistwo nieraz popłaca ? Do rzeczy. Nie wyrzuciłem największego Trachycarpusa na śmieci przez całe lato. Jakoś nie mogłem się do tego zebrać. W połowie września okazało się,że coś wychodzi ze środka jego pnia. Nie wierzyłem własnym oczom. Zaczął się tam pokazywać mały listek. PALMA ZMARTWYCHWSTAŁA. Jednak cuda się zdarzają. Alleluja.

Zima.

Listopad w tym roku był wyjątkowo ciepły, średnia powyżej normy. Pierwszy śnieg spadł 27.11.2010. Zrobiło się biało i pięknie. Czekałem cały czas co się wydarzy dalej. Okrycie palmowe było w pogotowiu. Byłem gotowy na najgorsze.

Od 27.11.2010 osłony poszły w ruch. byłem do tej zimy dobrze przygotowany. W garażu czekały Big Bagi, kable grzewcze oraz agrowłóknina. Nie brakowało tez chęci do pracy. Było o co walczyć.

WIOSNA

Pierwszy i jedyny raz odkryłem palmy z osłon między 7.01.2011 a 12.01.2011. Oto efekty.

Jak sie okazało zima była mroźna i długa. Mróz który się zaczął 27.11.2010 trwał do 07.01.2011 bez przerwy. Do tego mróz bywał siarczysty sięgający -20C przez kilka dni. W styczniu nastąpiła krótkotrwała odwilż do 16.01.2011 i zima wróciła.

kolejny okres mrozów trwał od 17.01 do 02.04.2011, a potem odwilż 3 dni. Zima nie chciała o nas zapomnieć. Kolejna fala mrozów trwała od 10.02.2011 do marca. Nie było lekko.

Dnia 8.03.2011 palmy zostały odkryte całkowicie. Palmy duże które były dogrzewane przeżyły dobrze. Natomiast palmy małe, których ochroną był jedynie śnieg, w tym roku ucierpiały bardziej, ponieważ w czasie lutowych mrozów, śniegu niestety nie było.

Ponieważ wszystkie palmy pięknie przezimowały, postanowiłem posadzić kolejne rośliny, tym razem z innych gatunków. Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko, do gruntu tym razem powędrowały: Phoenix canariensis, Butia capitata oraz Chamaerops humilis.

Przyszedł maj.

Jakże wszyscy się cieszymy z nadejścia tego pięknego, kolorowego i pachnącego kwieciem miesiąca.

Oczywiście w tym roku nie mogło być tak pięknie. 3.05.2011 godz 8.00 zaczyna się śnieżyca. Temp 1,8C i spada. śnieżek sobie sypał ok 8 godzin a drzewa pełne liści łamały się jak zapałki.

4.05.2011  temperatura  -4,2C. Cóż piękniejszego może człowieka spotkać w maju.

Lato.

Lato według mnie nie jest zbyt udane, a jak lato nie udane to i przyrosty kiepskie. Temperatura tylko raz w ciągu całego roku przekroczyła 30C. Nie ma się z czego cieszyć, ale nawet w taka pogodę niektóre z roślin potrafią sobie nieźle poczynać, np moja najstarsza palma wypuściła do dziś 6.08.2011, 7 liści, pień jej przyrósł do 35 cm, a obwód u nasady to juz 40 cm. Naprawdę jestem z niej dumny.

Jesień.

Jesień okazała się bardzo ciepła i słoneczna, dlatego palmy zdołały jeszcze podrosnąć.

Mrozy jesienią niezbyt doskwierały. Bardzo rzadko zdarzały się nawet niewielkie przymrozki. Udało mi się zrobić zdjęcia przy -4C.

Zima.

Zima aż do końca roku okazała się wyjątkowo łaskawa. Temperatury minimalne nie spadały poniżej -4C. Do końca roku okryty był tylko daktylowiec i butia. Reszta palm nie wymagała zabezpieczeń.

Początek roku nie przyniósł pogodowo żadnych zmian. W dalszym ciągu Trachycarpusy nie wymagały ochrony. Nawet daktylowiec w środku stycznia został odkryty aby mógł zaczerpnąć świeżego powietrza.

W drugiej połowie stycznia, w prognozach zaczęły pojawiać się niebezpieczne informacje, jakoby miał się utworzyć potężny wyż syberyjski. W takiej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak tylko zabezpieczyć wszystkie pozostałe palmy, łącznie z zamontowaniem ogrzewania.

Jak się bardzo szybko okazało. Osłony były potrzebne, bardzo potrzebne. Wyż syberyjski zagościł u nas na 3 tygodnie. Brak pokrywy śnieżnej w połączeniu z potężnymi mrozami okazały się bardzo niebezpieczne. Zamieszczam informacje jakie mrozy panowały w mojej okolicy w czasie panowania wyżu.

Z końcem lutego nastąpiła odwilż. Temperatury dzienne zaczęły coraz częściej pokazywać 5-8C, a nocne bywały tylko lekko poniżej 0C. Postanowiłem odkryć dwa Trachycarpusy fortunei, Trachycarpusa Naini Tal oraz wagnerianusa. Najbardziej martwiłem o palmy małe ponieważ okryte były jedynie ścinkami papieru przykrytymi duża donicą. Nie wiedziałem czy są w stanie przeżyć -20C przy takiej osłonie. Oto efekty odkrycia palm.

Na początku marca zaczęło robić się coraz cieplej. Nie mogłem juz dłużej wytrzymać i postanowiłem odkryć wszystkie palmy. Zadaje sobie oczywiście sprawę, że gdyby w prognozie pojawiły się niskie temperatury będę musiał znowu przejść proces okrywania daktylowca. Niech chociaż sobie pooddycha.

Potem jak to zwykle bywa przyszła Wielkanoc i oczywiście opady śniegu.

W maju palmy zaczęły wzrost. Karłatka wypuściła nawet 3 liście. Niestety Phoenix canariensis wyglądał coraz gorzej. Marniał z dnia na dzień. Okazało się,że zabił go zamarznięty grunt. W czasie długotrwałych mocnych mrozów, kiedy to nie było ani centymetra śniegu, grunt zamarzł tak mocno,że na wiosnę korzenie nie potrafiły poradzić sobie z pobieraniem wody i substancji odżywczych. Zgniły. Wniosek jest z tego taki,że jeśli chce się mieć daktylowca w gruncie należy oprócz grzania samej palmy, grzać również grunt.

Całe lato palmy bardzo ładnie przyrastały, dzięki palmboosterowi i obornikowi. Na jesień palmy wyglądały pięknie. Każda wypuściła od 10-15 liści, oprócz palmy rosnącej przed domem, która praktycznie większą część dni jest w cieniu. Ona wypuściła 7-8 liści.

6 października w nocy zaczął sypać śnieg. Nie spodziewałem się, że może go spaść tak wiele. Napadało ok 10 cm. Musiałem często wychodzić z domu i otrzepywać liście aby bardzo mokry śnieg kompletnie ich nie połamał.

Zamiecie snieżne sprowadziły mi pod dom niedźwiedzie ?

Dwa dni później wyjrzało piękne słońce. Po prostu klimat jak w Szwajcarii.

W połowie listopada pojawiły się mrozy. Na razie niewielkie do -5C. Palmy nie wymagały okrywania.

Początek grudnia był dość mroźny. Temperatura spadała do -13,5C przez kilka nocy, w dzień przez ok 10 dni nie było widać temperatur dodatnich. Palmy duże zostały okryte i były grzane. Palmy małe zostały przykryte ścinkami papieru i nakryte wielką donicą. Po odkryciu małych palm widać było,że mają się bardzo dobrze.

Zima w roku 2013 była wyjątkowo długa. W połowie marca w moim ogrodzie było jeszcze -15C. Nie spodziewałem się tego w najgorszych koszmarach.

W pierwszej części marca wydawało się,ze przyszła już do nas wiosna. Termometry zaczęły pokazywać nawet 12C. Nie zostało nic innego jak odkryć palmy.

Póżniej niestety zima wróciła ze zdwojoną siłą. Palmy musiały być na nowo okryte. Prognozy były nieubłagane. Coś strasznego w połowie marca okrywać palmy, ale nie było wyjścia.

Początek kwietnia wcale nie przyniósł wiosny. Temperatury przez około tydzień czasu wahały się w granicach -1 +1 C. W innych rejonach Polski było nawet -10C

Palmy udało mi się odkryć, dopiero 8.04.2013 czyli dokładnie miesiąc później niż w roku 2012. Palmy były pod przykryciem od pierwszych dni grudnia, czyli całe 4 miesiące. Stan palm będzie można ocenić za około miesiąc, kiedy powinny zacząć wzrost. Na dzień dzisiejszy najbardziej ucierpiała palma rosnąca przed domem. Dwa liście jej zczerniały od pleśni, nie mam pojęcia jak do tego doszło. Ta palma jest najbardziej poszkodowana ponieważ rośnie w cieniu. A w zasadzie nie rośnie tylko wegetuje. Wypuszcza co roku kilka liści 4-5. Przyczyna może być również to,że pod ziemią biegnie kanalizacja. Zdecydowałem,że palma zostanie z tego miejsca wykopana. Nie ma co jej dalej męczyć. W zamian za to chce posadzić kolejną palmę do grupy palm rosnących w słońcu. Jeszcze nie wiem co to będzie. Może phoenix dactylifera, może Brahea armata, a może kolejny Trachycarpus. Czas pokaże.

Wiosna roku 2013 roku nie była zbyt udana. Temperatury były niskie a opady doskwierały prawie codziennie. Dopiero lipiec okazał się bardzo ciepły i upalny.

Lato 2013 było bardzo przyjemne. Dużo upalnych dni spowodowało ładne przyrosty palm.

Lato, latem, ale w końcu zawsze przechodzi jesień, a potem zima i dobrze by było do tej zimy się przygotować solidnie. Nigdy nie wiadomo jaka będzie. Końcem listopada ciągle zimy nie było widać, ale postanowiłem zrobić chociaż przygotowania (wbijanie rurek pod big bagi, wiązanie liści). Agrowłóknina i kable grzewcze były w pogotowiu.